- autor: tadeo04, 2012-04-09 16:03
-
W bojowych nastrojach mogielnicka drużyna „Gromów” zawitała w sobotnie popołudnie do „jaskini lwa” i po przeszło dziewięćdziesięciu minutach wyjeżdżała stamtąd w roli zwycięzcy. Takiego obrotu sprawy mało, kto się spodziewał. Remis, dla nielicznych kibiców, którzy z nami przyjechali wydawał się być szczytem osiągnięcia. Tymczasem w zespole na dobre zadomowił się duch walki a wola wygrania meczu była aż nadto wyczuwalna. Samo spotkanie poprzedzone było bardzo miłą, choć skromną uroczystością. W szatni kapitan Tomek w imieniu kolegów z boiska jak i zarządu, wręczył naszemu trenerowi drobny upominek postaci dresu z inicjałami i nowym herbem klubu. Kto słyszał dedykacje ten wie, że dobra atmosfera i niezłe przygotowanie drużyny jest główną zasługą Leona. Potwierdzam to w całej rozciągłości i życzę nam wszystkim by tak już zostało.
Mecz był niezwykle twardy, choć nie było brutalnych zagrań. Nikt nie odpuszczał. Po kilkunastu minutach rozpoznania dało się zauważyć lekką przewagę „Czarnych” w akcjach ofensywnych. To oni mieli więcej sytuacji, z których mogła paść bramka. Nasi natomiast czarowali grą na jeden, dwa kontakty efektownie zostawiając rywali za swoimi plecami. Jednak w czterdziestej minucie, tylko jakiś dziwny przypadek i bardzo dobra interwencja bramkarza z Czudca nie pozwoliła właśnie nam cieszyć się z pierwszego trafienia. Końcami palców wybita piłka trąciła jeszcze słupek by zostać przejęta przez obrońców. Niewykorzystane sytuacje się mszczą, bowiem kilka minut później to gospodarze, po jedynym błędzie Kamila, wpakowali nam gola do szatni.
Druga część zapowiadała się jeszcze bardziej interesująco. Miękkie boisko coraz mocniej dawało się we znaki. I tutaj w całości objawiła się taktyka Leona. Po ciężkiej harówie i „umęczeniu” przeciwnika schodzili z placu gry, najpierw Miłosz, potem Piotrek Bochnak, następnie Tomek, Dawid i w końcu Damian Wiącek. Podobnie było u „Czarnych”. Tylko, że nasi zmiennicy nie osłabiali drużyny a dodawali jej świeżego powietrza. Natomiast u przeciwnika każda zmiana to jednak pewne osłabienie. Już w sześćdziesiątej minucie dwa strzały na bramkę i świetne interwencje bramkarza gospodarzy dawały do zrozumienia, że tego tak nie zostawimy. Wreszcie „Beczka” wziął sprawy w swoje ręce. Pociągnął kilkadziesiąt metrów prawą stroną, dośrodkował na nadbiegającego Sławka i piłka uderzona głową zatrzepotała w siatce. O dziwo remis w cale nie zadowalał naszych, czego nie można było powiedzieć o mnie. Wstyd się przyznać, ale w tym momencie uznałem, że mecz mógłby się już zakończyć. A tu masz. W doliczonym czasie bardzo dobra, tym razem centra, Sławka Pizły i jest dwa jeden za sprawą Emila. Druga bramka, też strzelona głową, wywołała taką euforię u oglądających z ławki rezerwowych poczynania swoich kolegów, że wbiegli na boisko. Niestety wszyscy za ten wyczyn dostali po żółtej kartce, co w przyszłości w jakimś tam stopniu odbije się echem w budżecie klubu.
Po gwizdku końcowym byliśmy po prostu szczęśliwi
A jaka minę miał Pan Kazimierz? Kto był to wie. Kogo nie było niech żałuje.
GromoSław