- autor: tadeo04, 2013-10-01 15:08
-
Mecz z „Huraganem”, jak to niemal za każdym razem bywa, przebiegał na tzw. „styku”. Przez to nigdy nie wiadomo jak się zakończy, zanim sędzia po raz ostatni nie użyje swojego gwizdka. Tak oczywiście było i tym razem. Nie będę opisywał przebiegu tej potyczki, wychodząc z założenia, że kto był ten widział a kogo nie było niech następnym razem przyjdzie. Na pewno nie pożałuje czasu. A emocje, które go tutaj spotkają wystarczą na cały tydzień do następnego razu. Szczególnie pierwsza połowa meczu mogła przynieść dużo satysfakcji oglądającym. Gospodarze bardzo chcieli wygrać i to im się udało. Goście walczyli, jak to w ich zwyczaju, do samego końca zdobywając kontaktową bramkę i wprowadzając niepewność w śród kibiców „Gromu”.
Wynik dwa do jednego, w mojej ocenie jest sprawiedliwy, co do przebiegu meczu. Przyjezdni mieli, co prawda pewne pretensje do sędziego o nieuzasadnioną według nich sygnalizację „spalonego”. Jak było naprawdę trudno powiedzieć?. Sami nie byli chyba całkiem przekonani, bo zbyt mocno nie protestowali.
Bramki dla Mogielnicy strzelili: Irek Pączek, który niestety z rozciętym łukiem brwiowym wylądował w ambulatorium, i Tomek Gosztyła, który bój zakończył co prawda bez rozlewu krwi, ale zgubił dres i szczerze mówiąc nie wiem czy go odnalazł.
GromoSław