W tej fazie rozgrywek, każdy mecz, drużyny mającej szanse na awans, należy do tych najważniejszych. Nie inaczej było w ostatnią niedzielę na stadionie w Lubeni, gdzie przyszło nam toczyć niesamowicie ciężki pojedynek z miejscowym „Startem”. Wynik inny niż wygrana, w zasadzie pozbawiał nas złudzeń, bowiem zgłobieńska „Iskra” tylko czekała na nasze potknięcie, by dzięki temu znaleźć się w zielonej strefie ligowej tabeli. Że była to walka, „bez przebierania w środkach”, niech świadczy fakt, że już w trzeciej minucie, z poważnie rozciętym łukiem brwiowym, boisko opuścił (nomen omen) właśnie „Łuki”. W drugiej połowie, niedługo po wznowieniu, ściągany do parteru „Wiesław”, odegrał się na przeciwniku łokciem, za co sędzia potraktował go czerwoną kartką, pozbawiając nas bardzo ostrego pazura. Nie upłynęło więcej niż kilka minut a płytę opuścić musiał kolejny z naszych. „Iruś”, wchodząc z ławki zagrał zaledwie dziesięć minut inkasując w tym czasie dwa żółtka. Przy wyniku jeden do jednego graliśmy w dziewiątkę a nasze marzenia zaczęły powoli odpływać w niebyt. Ale piłka nożna ma to do siebie, że zdarzyć się może coś, czego absolutnie nikt przewidzieć nie potrafi.
W niezwykle trudnym położeniu, uśmiechnęło się do nas szczęście. Za brutalny faul sędzia wyrzucił z boiska, pokazując drugą żółtą kartkę, bardzo groźnego zawodnika „Startu”. Siły się nieco wyrównały. Ale to nie wszystko. Naszą ekipę poderwał do walki „Żuber”. Chłopak oczywiście bardzo ambitny, walczący. Ale jak do tej pory nie wywierający jakiegoś zasadniczego wpływu na postawę całej drużyny. A może po prostu nigdy nie byliśmy tak zagonieni, jak w tym momencie, do przysłowiowego kąta. W każdym bądź razie to jego rajdy prawą stroną wprowadziły duże zamieszanie w szeregach obronnych Lubeni. I wreszcie strzelona bramka, która znowu przywróciła nadzieję. Warto oczywiście stawiać na sprawdzonych zawodników, ale i warto sprawdzić w sytuacjach ekstremalnych tych nie do końca sprawdzonych, bowiem może się okazać, że to w nich drzemią najlepsze postawy w sytuacjach niemal beznadziejnych. Brawo! „Żuber”
Pierwszą bramkę, po bezpośrednim strzale z rzutu wolnego, zdobył „Szymek”. Chyba sobie przypomniał jak się to tutaj robi. Grał w Lubeni długi czas. Jego znakiem rozpoznawczym były właśnie takie gole.
Nasza łódka przetrwała poważne sztormy, ale ciągle płynie a i port już niedaleko. Nie wolno nam jednak schodzić z wachty zanim cumy nie zostaną rzucone. To porównanie to taka osobista nostalgia. Wasz „Gromosław” był kiedyś marynarzem.
GromoSław