- autor: tadeo04, 2011-05-15 21:32
-
Jeszcze w czterdziestej piątej minucie tuż przed utratą bramki, chyba nie znalazłby się nikt z obserwujących to spotkanie, kto w sposób zdecydowany wskazałby zwycięzcę. Gra była wyrównana, interesująca i co najważniejsze na niezłym sportowym poziomie. Niestety gol strzelony przez przyjezdnych w ostatniej sekundzie pierwszej połowy, po dwóch błędach najpierw Kamila, potem obrońców, całkowicie odmienił widowisko. Ci, którzy oglądali tylko drugą połowę mogą wynieść wrażenie i pewnie takie wynieśli, że gramy słabo i bez koncepcji.
Zmiany, dokonane w przerwie nie wzmocniły, na co liczył trener, siły naszego zespołu. Tymczasem strzelony gol, który był iskrą zapalną, rozniecił „Płomień” do takich rozmiarów, że opanować go po prostu nie byliśmy w stanie. Efektem tego były kolejne dwie zdobyte bramki przez przeciwnika i jakieś bardzo dalekie i nieliczne odgłosy „Gromu”, któremu zabrakło przede wszystkim odpowiedniego ładunku, by wywołać w rywalu poczucie grozy. To oni, w drugiej części meczu, dyktowali warunki wygrywając zasłużenie niedzielny mecz.
Skoro jestem przy głosie pozwolę sobie jeszcze, jak czasem to czynię, na komentarz z historią w tle. Nie każdy upadek, nie każdy otrzymany, nawet mocny cios (czytaj strata bramki) jest równoznaczny z przegraną całej bitwy. Przypomnijcie sobie Grunwald. Kiedy królewska chorągiew w sposób przypadkowy, (potknięcie i upadek konia) dostała się w ręce Krzyżaków i ci już wydali triumfalny okrzyk zwycięstwa, w polskim rycerstwie wywołało to taką furię i taką złość, że w kilkanaście minut odbili ją z rąk wroga a potem wygrali bitwę. My niestety tę bitwę przegraliśmy, ale „wojna” ciągle jeszcze trwa i nie jest powiedziane, że jeszcze nie odegramy w niej jakiejś znaczącej roli.
GromoSław